YT-1300 Sokół Millennium – część 6

Doszedłem do półmetka szkieletu dolnej części kadłuba.

Już myślałem, że mi łączówek zabraknie. Zgodziło się co do sztuki.

1-IMG_20200413_152305

Konstrukcja wygląda na dość sztywną lecz delikatną.

Zdjęcie w zeszycie jest zrobione z jakiejś dziwnej perspektywy, która niby pokazuje, że załamanie konstrukcji idzie ku górze, zaś w rzeczywistości do dołu. Co jest logiczne, zważywszy, że to dolna część kadłuba, gdzie do dołu będzie szedł trap. Takie tam, puzzle.

YT-1300 Sokół Millennium – część 5

Kolejne zeszyty dotarły, jestem na etapie 21 zeszytu.

Nie wiem, gdzie te zeszyty są przechowywane w magazynie ale od numeru 18 dostaję tzw. uchwyty montażowe. Wypraski z przezroczystego plastiku, cienkie na ułamek milimetra. Całe pogniecione, które chyba się nie sprawdzą podczas montażu. Albo je jakoś trwale wyprostuję, albo użyję jakiegoś styropianu, czy styroduru, żeby model w trakcie montażu, bez podstaw trzymał się stabilnie.

[Korytarze, ładownia główna]

W międzyczasie, kiedy nie pisałem dzienniczka doszły jeszcze korytarze ładowni. Nie są trudne w montażu ale wymagają uwagi przy dobieraniu elementów tapicerki z wypraski. Po dwóch stronach korytarza znajdują się dwa różne ich rodzaje. Zwłaszcza ich górne elementy. Z jednej strony wystają ponad połowę wysokości, z drugiej do niej tylko dochodzą. Na razie tego nie widać ale być może na późniejszym etapie powstałby problem z montażem sufitu. Tapicerkę, oprócz ścian należy także przykleić do wręg podtrzymujących korytarz. Na każdą wręgę przypada 18 malutkich poduszeczek.

<Zeszyt 20> W duże rozczarowanie, z własnego niedopatrzenia wprawiło mnie też klejenie obicia sekcji przejściowej ścian drugiego z korytarzy. Pomyliłem dwa, bardzo podobne do siebie elementy. Nie będzie się to tak rzucało w oczy ale ja wiem, że jest „średnio”, niestety użyłem tyle kleju, że oderwanie ich może mieć jakieś nieodwracalne konsekwencje. Zostawiam. Na całości nie jest tak źle. Można powiedzieć, że to historia statku.

[Szkielet]

Przez te kilka numerów doszło sporo konstrukcji kadłuba… i dochodzą kolejne. Samo składanie polega na skręcaniu ich śrubami, a niektóre sekcje należy wzmacniać żebrami. Żebra zaś łączą się między sobą na obejmę „U”, która skręcona jest na 4 inne śruby. Sądzę, że w kolejnym odcinku pokażę więcej.

[Dolna wnęka kadłuba]

Doszło malowanie na większym poziomie. Z niektórymi elementami idzie lepiej, inne są dla mnie wyzwaniem. Używam pędzelków, więc doskonale nie jest. Drybrusching wymaga wprawy w odpowiednim używaniu siły, a co za tym idzie odległości włosia od elementu malowanego i tego, którego malować już nie powinniśmy. Przy 0,5 mm to są niewielkie różnice.

W zeszycie 19 otrzymałem do pomalowania część wnętrza kadłuba, od którego w trakcie lat oderwało się poszycie. Ze środka wystają różne rury, wsporniki. Instrukcja pisze, żeby najpierw pomalować to na czarno, potem częściowo ciemnoszarą farbą, a na koniec jasnoszarą. Ze zdjęć nie mogę do końca wywnioskować, co autor miał na myśli. Na dodatek nie posiadam aerografu, ani farb w sprayu, tylko pędzelki. Pomalowałem więc środek na czarno. Raz. Drugi raz poprawiłem, znajdując przy tym kilka zakamarków, które pominąłem za pierwszym razem. Dzisiaj malując na szaro okazało się, że jest jeszcze kilka innych zakamarków nie tkniętych żadną farbą. Na razie zostawiam. Jak kupię jakiś na prawdę cieniutki pędzelek to poprawię. Maluję ciemnoszarą, prawie drybruschingiem.

(Po 20 minutach…) Doszło jednak do tego, że postanowiłem odkleić jedno ze wzmocnień, domalować go oraz pozostałe odsłonięte elementy na czarno. Po przyklejeniu zobaczę jakich poprawek potrzebuje całość. (Po jakimś czasie…) Poprawek niedużo.

[Kanapa w głównej ładowni]

Jak pisałem kanapa źle wygląda z tą szarą farbą, która okazała się za bardzo srebrzysta. Kupiłem rozpuszczalnik do farb akrylowych. Zmyłem to co powinienem. Do tego dokupiłem farbę beżową. Jest nieco ciemniejsza od oryginalnej tapicerki, ale po dodaniu kilku kropel białej farby, mi się nie udaje rozpoznać różnicy, który kolor oryginał, a który dorobiony.

Tego już nie będę ruszał, ale oparcie kanapy nie jest najrówniej posklejane. Zanim ją posklejałem, wydawało mi się, że wszystko jest równo, ale gry użyłem kleju, łącząc kolejne części oparcia okazywało się, że wcześniejsze części już się nie przesuwają i z odrobinki luzu, zrobił się tłok. Wolę do tego nie wracać, może jak nabiorę wprawy to poprawię, chociaż przydał by się nowy zeszyt z tą częścią. Jak będzie taka potrzeba; napiszę do De Agostini. <Zeszyt 8>

YT-1300 Sokół Millennium – część 4

Reklamowany zeszyt numer 5 dotarł. Na chwilę obecną był mi potrzebny tylko jeden element: prawy panel z kokpitu. Został lekko pomalowany i zamontowany.

Nadal nie wiem, czy mam sklejać część kadłuba z kokpitu, tę cześć z „szybami”, których nie ma. Nie wiem więc czy ich wcale nie będzie, czy przyjdą w późniejszym terminie. I jeżeli teraz skleję, to będę miał potem problem z montażem, czy już nie przyjdą.

Ogólnie, zastosowałem technikę minimalizacji kleju, więc tam, gdzie uważam, że to niepotrzebne, to go nie stosuję.

YT-1300 Sokół Millennium – część 3

Prowadzenie strony na FB jest dla mnie niezrozumiałe. Przeniosłem więc poprzednie dwa artykuły na moją własną. Reszta też już będzie tylko tutaj.

W międzyczasie doszedłem do zeszytu numer 13.

Było co robić. Złożyłem praktycznie cały kokpit, oprócz jednego brakującego panelu z zeszytu numer 5. Czekam na paczkę, reklamacja została uznana. Kokpit ma już oświetlenie. Myślę, jak zrobić zdalne sterowanie do jego włączania.

Główna ładownia. Niestety, nie udało mi się malowanie kanapy i tylnej tapicerki. Muszę kupić inną farbę. Ta szara jest zbytnio srebrzysta. Kanapy nie przyklejałem, więc nie będzie problemu z jej demontażem. Łączenia paneli na podłodze pomalowałem tuszem kreślarskim rozcieńczonym wodą. Jak lekko zaczęło wysychać, przetarłem podłogę papierem. Tusz w rowkach pozostał. Całkiem nieźle, chociaż udało się to dopiero po kilku próbach. Muszę też wnętrze nieco przetrzeć jakąś farbą (Drybrushing), żeby meble nie wyglądały na nówkę sztukę.

Konstrukcja i poszycie części kadłuba. Ta część kadłuba złożona jest z 6 ram i dwóch podwójnych żeber. Wydają się być mocniejsze niż te z wcześniejszych zeszytów. Oczywiście dalsze skręcanie to wszystko zweryfikuje.

Jak do tej pory musiałem dokupić trochę wyposażenia: nożyk (prawie skalpel), szczypce boczne do wycinania z ramek, gąbki ścierne, kilka farb, pędzle, klej cyjanoakrylowy (Super Glue).

Kolejność elementów w kolejnych zeszytach jest trochę chaotyczna, być może ma to jakiś ukryty cel ale jest kilka rzeczy, które dostarczone we wcześniejszych paczka będą czekały na swoją kolej jeszcze przez kilka zeszytów.

A, zapomniałbym. W przedostatniej przesyłce otrzymałem koszulkę z Sokołem. Jak będzie tylko okazja zrobię fotę i udostępnię. Sam materiał nie jest jakiś specjalny, jest jednak dwustronna i robi wrażenie.

YT-1300 Sokół Millennium – część 2

Dzisiaj dotarły do mnie zeszyty o numerach 4 i 5.

Zeszyt czwarty, to kolejna część konstrukcji kadłuba i panel przedni kokpitu.

Małe nieszczęście wydarzyło się już po montażu szkieletu. Przy wkładaniu poszycia w otwory, pękła konstrukcja tam gdzie znajdują się otwory do jego mocowania.
Kropelka i do przodu.
Słaba ta kropelka – bardzo wolno schnie. Muszę jednak skombinować oryginalny Cyjanopan.
Z powodu tej usterki zdjęcie gotowego elementu zrobię przy kolejnej okazji.

Panel przedni, to taki mały kawałeczek mocowany z przodu. Nieduży ale cieszy.

Zeszyt 5 to przejście do kokpitu oraz pierwszy element elektroniczny. Podświetlenie przegrody kokpitu.
Zgodnie z instrukcją płytkę przykręciłem do przegrody, włożyłem w przejście ale nie kleiłem. Będzie jeszcze rozbierane, żeby zamocować późniejsze elementy.

W tym zeszycie nie dotarł do mnie jeden element: Prawy panel sterowania. Złożyłem reklamację. Zobaczymy co poradzi sprzedawca.

Dzisiaj niewiele było składania, ale ciśnienie już podniesione. 🙂

{Wpis ma inną datę, gdyż przeniosłem go z FB}

DeAgostini YT-1300 Sokół Millennium… początek.

W dniu wczorajszym otrzymałem pierwsze trzy egzemplarze frachtowca YT-1300 do samodzielnego złożenia. Jest to model firmy De Agostini, przysyłany w kolejnych częściach.

W pierwszej partii, z trzech numerów można złożyć: laserowe działo czterolufowe, część górną kadłuba, część wnętrza mostka.

Konstrukcja szkieletu to aluminiowa rama skręcana na metalowe płytki i śruby. Śrubokręt załączony do zestawu. Trochę za długi ale daje radę. I tak mam swoje narzędzia. Zwłaszcza pesetę.

Część pasują do siebie, chociaż niektóre elementy powinny być lepiej spasowane. Obicie drzwi w sterowni jest o 0,2 mm za duże, a mocowanie przepustnicy jest luźno obsadzone w kokpicie. Wymaga to użycia dodatkowego kleju.

Najgorzej wykonane są części z aluminium. Wydaje mi się, że będę prosił o pomoc siostrzeńca w malowaniu. Srebro w niczym nie przypomina malowania z filmu. Dodatkowo, zwykła kropelka bardzo długo nie wysychała w miejscu mocowania luf do korpusu. Za duże szczelinki. Dobry był kiedyś Cyjanopan M ale to było 20 lat temu, czy to nadal ten sam klej?

Kokpit też złożony, z naklejek, czterech foteli i tylnej przegrody, wraz z drzwiami. Do tego stolik do gry w holoszachy: aluminium i naklejka. Jaka szkoda, że nie zastosowano kalkomanii wodnej.

Z tego co wyczytałem, to w skład zestawu wchodzi oświetlenie wnętrza, stąd w niektórych miejscach otwory, które będą przepuszczać światło.

Cóż, pozostaje oczekiwać kolejnej partii części. Na koniec planuje próbny lot na Tatooine. 😉

{Wpis ma inną datę, gdyż przeniosłem go z FB}

Szukam Detektora lawinowego…. i łopatki i sondy

Sprawa znalezienia odpowiedniego detektora lawinowego jest i z jednej strony prosta, bo wszystkie, na całym świecie pracują oparte o te same wytyczne… i skomplikowana, bo urządzenia wyposażone są w dodatkowe funkcje.

Może zacznę od tego, że na dzień dzisiejszy nie używałem jeszcze urządzenia tego typu, jednak rosnąca świadomość wymusza jego używanie w górach. Dlatego, zamiast pójść do wypożyczalni i liczyć na „cokolwiek” bez zaznajomienia się ze sprzętem wolę zaopatrzyć się w potrzebną wiedzę zanim zacznę go używać, a nie dopiero zaznajamiać się z zasadą działania, gdy będzie zbyt późno.

Zasada pracy jest stosunkowo prosta. Wybierając się w trasę odwracamy funkcję jego nazwy i z detektora robimy nadajnik. Wysyła on prosty sygnał w emisji A1A na częstotliwości 457 kHz, czyli taki sam jak krótkofalowcy wysyłają nadając kod Morse’a. Emisji, a nie modulacji, gdyż A1A jest sygnałem niemodulowanym, a następuje jedynie kluczowanie nośnej. Różnica między sygnałem detektora, a CW polega na tym, że nie ma żadnego kodu. Urządzenie musi co sekundę (z dokładnością do 300ms [milisekund] ) nadawać nośną o czasie trwania nie krótszym niż 70 ms, którego dopełnieniem jest cisza nie krótsza niż 400 ms. To wszystko w kwestii nadajnika. Gdyby komuś się sumowało 70+400!=1s, to proszę zwrócić uwagę na wyrażenie „nie krótsze”.

Gdy nastąpi nieszczęście i nadajnik któregoś z towarzyszy trzeba będzie odnaleźć, należy przełączyć w tryb odbioru (czyli detektora). Najnowsze i obecnie jedyne zalecane detektory wyposażone są w układ trzech anten, które umożliwiają na drodze cyfrowej obróbki sygnału wyszukanie detektora w poziomie i pionie, podając kierunek i głębokość.

Dodatkowo, wybrane modele umożliwiają zaznaczenie wyszukanego (najsilniejszego w danej chwili sygnału) jako „odnaleziony” i pominięcie go przy dalszych poszukiwaniach. Ułatwia to znalezienie ofiar w przypadku zasypania więcej niż jednej osoby. Niestety, główny gracz na tym rynku (Pieps) jest raczej oszczędny w słowach na temat sposobu pracy tego trybu. I nie chodzi mi tutaj tylko o wciśnięcie przycisku i szukanie dalej ale o to, jak urządzenie jest w stanie zapamiętać kilka osób i pominąć ich sygnały na późniejszym etapie wyszukiwania. Mam co do tego swoją teorię, ale to tylko teoria.

Urządzenie powinno posiadać funkcje testu grupowego. Szybki test umożliwiający przełączenie detektora na odbiór i sprawdzenie, czy inne detektory w zespole nadają poprawny sygnał.

Zdarza się, że po pierwszej lawinie, już podczas poszukiwań zejdzie kolejna. Z ratownika robi się poszkodowany z wyłączonym nadajnikiem. Szanse na odnalezienie maleją do zera. Są dwa wyjścia z takie sytuacji:

  1. Detektor po jakimś czasie bez ruchu sam przełączy tryb na nadawanie.
  2. Posiadamy dodatkowy nadajnik, który wyposażony jest jedynie w funkcje nadawania. Włączy się sam, gdy wykryje, że posiadacz nie porusza się wcale. Jaki sens takiego urządzenia, skoro i tak trzymamy w ręku jeden detektor z dwoma funkcjami? No na wypadek, gdyby detektor wypadł nam z ręki. Takie zdanie ma firma Pieps i wyprodukowała urządzenie z taką funkcjonalnością. Nazywa się to Pieps Backup.

Urządzenie powinno być zasilane WYŁĄCZNIE bateriami, NIE akumulatorami. Ma to swoje uzasadnienie:

  1. Wpływ temperatury na pojemność elektryczną ogniwa. Baterie są bardziej odporne. Zalecane są baterie Litowe. Są to baterie o większej pojemności niż alkaliczne, ważą za to dwukrotnie mniej. Stosowane są w środowiskach wymagających pewnego źródła zasilania, chociażby w medycynie.
  2. Wyższe napięcie znamionowe baterii, co może skutkować większą mocą nadawanego sygnału. Akumulatory mają zwykle 1,2V [wolta], baterie zaś 1,5V.
  3. Baterie mają mniejszą upływność własną, co znaczy, że w czasie gdy nie zasilają urządzenia, nie wyładowują się tak bardzo jak akumulatory. Nie jest to reguła, ale akumulatorki NiMH po kilku miesiącach bezczynności potrafią się rozładować.

Warto wiedzieć:

  • Urządzenie w czasie testów fabrycznych zostaje uruchomione w trybie nadawania i zrzucone sześciokrotnie na drewniane podłoże z wysokości nie mniejszej niż 1m.
  • Urządzenie powinno pracować w temperaturze od -20 °C do + 45 °C.
  • Urządzenie może być składowane w temperaturze od -25 °C do +70 °C.
  • Urządzenie powinno wytrzymać jedną godzinę zanurzone w wodzie na głębokości 15cm. W tym czasie powinno cały czas nadawać sygnał.

Funkcje, w które może/musi być wyposażony Detektor lawinowy:

  • Urządzenie MUSI być wyposażone w trzy anteny.
  • Wyświetlacz wskazujący kierunek i głębokość poszkodowanego.
  • Praca z wieloma poszkodowanymi – wiele nadajników.
  • Oznaczanie zasypanych – MARK Function.
  • Test grupowy.
  • Automatyczne przełączanie anten.
  • Automatyczne przełączenie na nadawanie po czasie bezruchu – Autorevert.
  • System nośny na wyposażeniu.
  • Długi czas pracy na baterii.

Producenci urządzeń:

Przydatne linki:

Europejska norma ETSI dotycząca Detektorów lawinowych:

  • Część dotycząca generowania, detekcji sygnału oraz testów radiowych.

https://portal.etsi.org/webapp/workprogram/Report_WorkItem.asp?WKI_ID=47952

  • Część dotycząca funkcji i testów fizycznych urządzenia.

https://portal.etsi.org/webapp/workprogram/Report_WorkItem.asp?WKI_ID=47953

Strona plecakilawinowe.pl – Koniecznie przeczytać.

Jakich detektorów używać, a jakie omijać + wypowiedź naczelnika TOPR.

Zestawienie detektorów lawinowych

Dane w tabeli zostały oparte wyłącznie o dane ze stron producentów i ew. oryginalnych instrukcji obsługi. Proszę o informacje o wszelkich nieścisłościach lub aktualizacjach.

ModelPRO BTPOWDER BTMICRO BT sensorMICRO BT buttonDSP SPORTTracker3Tracker STracker2ORTOVOX 3+ZOOM+EVO5AXIONEO+Barryvox SBarryvox
ProducentPiepsPiepsPiepsPiepsPiepsBCABCABCAOrtovoxOrtovoxArvaArvaArvaMammutMammut
Wymiary (mm, dł. x szer. x wys.)118 x 76 x 29118 x 76 x 29106 x 74 x 20106 x 74 x 20115 x 75 x 28116 x 71 x 24115 x 71 x 26132 x 82 x 27122 x 73 x 27116 x 79 x 23110 x 70115 x 67 x 27115 x 67 x 27
Waga (g, z bateriami)230220150150210215165255210200170
Zakres temperatury-20°C to +45°C-20°C to +45°C-20°C to +45°C-20°C bis +45°C-20°C to +45°C-20°C to +40°C-20°C to +40°C-20°C to +40°C*-20°C to +45°C-20°C to +45°C
Baterie3 x AAA3 x AAA1 x AA3 x AAA3 x AAA3 x AAA3 x AAA1 x AA1 x AA3 x AAA3 x AAA
Żywotność baterii (min. godzin)600300200200200200200200250250300300
Obróka sygnałuDigitalDigitalDigitalDigitalDigitalDigitalDigitalDigitalDigital & AnalogDigital
WyświetlaczLCDLCDLCDLCDLCDLEDLEDLED
Anteny odbiorcze33333333333333
Charakterystyka odbieranego sygnałukołowakołowakołowakołowakołowa
Maksymalny zasięg (m)606050505055555540407070
Szerokość pasa poszukiwań (m)606050505050505040405060707070
AutodiagnozaTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAK
Standardowy test grupowyTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAK
Poszerzony test grupowyTAKNieTAKTAKNie
Profesjonalny test grupowyTAKNieTAKTAKNie
Czujnik zbliżeniowyNieNieTAKTAKNieTAKTAKTAK
Informacje wibracjamiTAKNieTAKTAKNie
System czujnikówNieNieTAKTAKNie
BluetoothTAKTAKTAKTAKNie
Funkcja automatycznego przełączania antenyTAKTAKTAKTAKTAKTAK
Funkcja współpracy z iPROBETAKTAKTAKTAKTAK
Wskaźnik wielu zasypanychTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAK +3TAK +5TAK +4TAK
Funkcja zaznaczania (MARK)TAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKNieTAKTAKTAKTAKTAKTAK
Funkcja skanowania (SCAN)TAKNieNieNieNie
Wskaźnik sygnału ciągłego nadawaniaTAKTAKTAKTAKTAK
Pomiar częstotliwościTAKNieNieNieNie
Współpraca z TX600TAKNieNieNieNie
Automatyczne przełączanie trybówTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAKTAK
PochyłomierzTAKNieNieNieNie
AutorevertTAKTAKTAKTAKNieTAKNieNieTak?Tak?TimerCzujnikCzujnikTAKTAK
Wzmocnione szkło wyświetlaczaTAKTAKTAKTAKTAK
Pętla na rękęTAKTAKTAKTAKTAK
Możliwość aktualizacji do najnowszej wersji oprogramowaniaTAKTAKTAKTAKTAKTAKNieNieTAKTAKTAKTAKTAK
Najnowsza wersja oprogramowaniav1v1v2v2v3.0
System nośnyNeoprenNeoprenHardcaseHardcaseNeopren
Tryb cichyTAKTAKTAK
Funkcja Specjalna DP (przy wielu zasypanych)NieNieTAK
Big Picture Mode - Wskazuje ile i jak daleko jest do poszukiwanychTAKTAKNie
Gwarancja [Lat]2 lub 52 lub 3222 lub 5555552 lub 32 lub 3
Pomoc dźwiękowa przy wyszukiwaniuTAKTAKTAKTAK
W-LinkTAKTAK

Artykuł o tym dlaczego nie korzystać z wynalazków – aplikacja w telefonie jako Detektor?! [wersja EN]

https://missoulaavalanche.org/wp-content/uploads/CAC-Smartphone-Avalanche-Search-Apps1.pdf

https://snowbrains.com/use-smart-phone-app-avalanche-beacon/

Sondy lawinowe

Na temat sond lawinowych, a później i łopat nie będę się rozpisywał. Napiszę tylko o normach, które muszą spełnić. Jeżeli kupujesz nowy sprzęt, MUSI być on atestowany, a zarazem więc musi spełniać opisane normy. Wszystkiego nie opiszę, kieruję za to do druków.

Zwykle, w przypadku sprzętu wspinaczkowego, górskiego, jak raki, czekany, uprzęże i całą resztę sprawdzamy, czy dany sprzęt posiada certyfikat UIAA (fr.: Union Internationale des Associations d’Alpinisme; ang.: International Climbing and Mountaineering Federation; pol.: Międzynarodowa Federacja Związków Alpinistycznych. Nieco inaczej jest w przypadku sond i łopat lawinowych

Dla sond lawinowych standard wyznacza organizacja ISMF (ang.: International Ski Mountaineering Federation; pol.: Międzynarodowa Federacja Skialpinizmu)

Standard został opisany w regulaminie Sporting Rules & Regulations w załączniku nr 3. Zasady te zmieniają się co roku, dlatego nie podaję linku do konkretnego PDF’a.

Standard ten informuje, że sonda powinna mieć średnicę nie mniejszą niż 10mm oraz długość nie mniejszą niż 240cm.

Sonda taka, podczas testów obciążeniowych nie może się złamać czy też trwale wygiąć. Nie może także wyjść z mocowań na łączeniach.

W teście poziomym obciążenie wynosi 3kg, a sonda podparta jest w dwóch punktach, symetrycznie na długości 200cm.

W teście pionowym jest statycznie obciążona masą 20kg.

Łopaty lawinowe

Podobnie jak sondy, tutaj również zastosowanie ma Standard organizacji ISMF. Dokument ten sam, co dla sond, tylko załącznik posiada numer 4. Dodatkowo, UIAA w ciągu ostatnich kilku lat rozpoczęła proces pisania własnego standardu UIAA 156. Ale w bazie certyfikowanego sprzętu UIAA znajdują się na dzień dzisiejszy (2019.12.21) tylko dwie łopaty firmy Mammut.

W normie ISMF wymiar ostrza/części roboczej/blachownicy (jak poprawnie nazwać ten kawał blachy?) nie powinien być mniejszy niż 20 x 20cm, a długość całej łopaty w konfiguracji roboczej nie mniejsza niż 50cm. W UIAA podana jest powierzchnia robocza, która powinna być większa niż 500 cm2, a długość łopaty to co najmniej 75cm.

Gdybyśmy we własnym zakresie chcieli przetestować taką łopatę, to należałoby położyć ją na dwóch wspornikach ustawionych w odległości 40 cm od siebie w położeniu odwrotnym niż położenie robocze, a na środek łopaty naciskać ciężarem o wadze 102 kg. Obrazek sugeruje odwrotny test – podciąganie łopaty do góry, ale ciężko coś byłoby takiego zrobić w domu.

Norma pisze o sile 100 daN, czyli 1000 Niutonów, co w warunkach ziemskich daje nam równorzędność przyłożenia ciężaru o masie ok. 102kg.

  • 100 daN = 1000 N
  • 1 N == 0,1019 kg
  • 100 daN == 102 kg

Oczywiście nie są to sposoby na certyfikowanie własnej łopaty ale sprawdzenie, czy jest jeszcze użyteczna w najbliższym sezonie. Tak samo można potraktować test sondy lawinowej – wyłącznie jako test sprawności.

Ze wszystkich przeczytanych przeze mnie tekstów wynika kilka bardzo ważnych spraw.

  1. Sondy raczej aluminiowe niż carbon.
  2. Łopaty raczej bez czekana – dziwny wynalazek.
  3. Sprzęt kupujesz Ty, ale służy on do ratowania innych. Kup taki, żeby Cię nie zawiódł, a tym bardziej, żeby nie zawiódł Twoich towarzyszy, kiedy będą w potrzebie.
  4. Detektor – wyłącznie z trzema antenami.
  5. Używać wyłącznie baterii, nie akumulatorów. Najlepiej baterii litowych.

Plecak Salewa Randonnee 36 BP

fot. (C) salewa.com

Mam kilka plecaków jednak żaden nie pasuje właściwie do mojej aktywności. Jeden, dwa dni w górach. Albo jest to za duży (85 litrów) Wisport albo Miwo Military Baktrian II dwadzieścia kilka litrów.

Przeszukiwałem Internet dość intensywnie. Padło na kilka:

  • AirForce 40
  • Deuter Guide 35+
  • Deuter Trail Pro 36
  • Easy Camp Companion 30
  • Fast Alpine 40 – Montane
  • Salewa Apex Wall 38
  • Salewa Randonnee 32
  • Salewa Randonnee 36
  • DEUTER GRAVITY EXPEDITION 45+
  • DEUTER SPEED LITE 32
  • SALEWA APEX GUIDE 45
  • SALEWA ALP TRAINER 35 + 3
  • PIEPS SUMMIT 40
  • ORTOVOX PEAK 42 S

Kilka z nich przymierzałem. Szukałem jakiegoś z dobrą wentylacją pleców. Każda wycieczka kończy się zwykle tym, że na karku zbiera się pot, który parując oziębia plecy i poprzez kichanie przechodzi w bolące gardło. Czy wybór innego plecaka pomoże – jeszcze nie wiem ale nie dość, że postaram się to zlikwidować to i dobiorę wielkość plecaka do aktywności.

Prawie na koniec stanęło na dwóch: Pieps albo Salewa Randonne 36.

Pieps Summit 40 bardzo mi się spodobał. Chyba ma wszystko czego można zapragnąć, tylko plecy są płaskie. Bez jakiejkolwiek wentylacji. Dużo pasków, dużo alternatywnych kombinacji.

Salewa jednak nie ustępuje w niczym. Może ma mniej krzykliwy kolor – taki morsko-niebieski z żółtymi wstawkami.

Plecak o deklarowanej pojemności 36 litrów wyposażony jest w wentylowany stelaż Dry Back, zapinany na dwa pasy: biodrowy i piersiowy. Wysokość pasa piersiowego można regulować na dwóch wysokościach.

Na pasie biodrowym znajduje się kieszonka na jakieś szpargały. Można ją odczepić z jednej strony, co powoduje, że zwisa sobie luźno na drugim pasku.

Plecak został uszyty ze wzmocnionego nylonu o nazwie Robic Ripstop, a całość waży 1,15kg.

Klapa zamykana jest na dwie klamry, gdzie „zawias” umieszczony jest z przodu plecaka, a nie jak zwykle od pleców. Posiada jedną zewnętrzną uszczelnianą kieszeń z tasiemką z karabinkiem, oraz drugą wewnętrzną. W niej znalazłem doczepianą siatkę na kask.

Dalej mamy komin zamykany sznurkiem i dodatkowo zabezpieczany taśmą. W środku komory głównej znajduje się wyjmowany stelaż zabezpieczony suwakiem. Kieszeń z gumką, w której możemy przechowywać worek na camelbaka. Do tego taśma na rzepę do przymocowania ekwipunku.

Niosąc plecak, można dostać się także do komory głównej dodatkowym suwakiem znajdującym się po prawej stronie.

Z lewej strony plecaka znajduje się kieszeń np. na termos, jedzenie itp.

Centralnie od przodu, zamykana symetrycznie na dwa zamki umiejscowiona jest komora na wyposażenie ratunkowe: szuflę, sondę, apteczkę itp rzeczy. Do utrzymania tych rzeczy w porządku służą dodatkowe trzy przelotowe kieszenie.

Na zewnątrz plecaka przewidziano miejsce na przyczepienie dwóch czekanów oraz taśmy kompresyjne na zamocowanie pozostałego wyposażenia: kijki, raki, narty.

Strona producenta: https://www.salewa.com/equipment/backpacks/mountaineering-backpacks/2457/randonnee-36l-backpack

Na stronie znajdują się pliki PDF z instrukcją obsługi – jest to raczej kiepska kompilacja dot. różnych plecaków, ale na pewno nie wersji 36 litrów.

Spacer na Kondracką Kopę z Zakopanego

Pierwotnym celem naszego wyjścia miała być Gęsia Szyja, lecz piękna pogoda i „tylko” Dwójka podana na stronie TOPR zmieniła nasz cel na Kondracką Kopę.

Pobudka o 5, małe śniadanie i z Mrowców wyruszyliśmy chwilę przed szóstą. Jeszcze kilka chwil i dotarliśmy do Kuźnic. Zaraz za górną stacją założyłem już raki. Buty mam ciepłe, zimowe ale podeszwa typowo wojskowa. Na śniegu kiepsko trzyma. Stąd niebieskim szlakiem do Hotelu Górskiego na Kalatówkach. Parę zdjęć: na schronisko i Kasprowy Wierch

Tam w oddali widać górną stację kolejki na Kasprowy
Panorama z Kalatówek

Dalsza droga przez zaspy i las w stronę Hali Kondratowej

W oddali widać już schronisko

Najpyszniejsza borowikowa jest w tym schronisku. Bardzo polecam. Odpowiednio przyprawiona solą i pieprzem. Przed samym wyjściem ze schroniska spotykamy jednego kolegę, który chyba nie będąc pewnym własnych sił zabrał się początkowo z nami, później przyspieszył i na szczycie był z 10 minut przed nami.

Poranne promienie Słońca

Nasza trójka była pierwsza z pieszych, a do tego jakichś 6 narciarzy. Mój cel na przyszły rok – nauka jazdy na nartach i zjazd z podobnej góry albo co najmniej z Kasprowego.

Po drodze… Taaaaakie widoki.

Po drodze, nogi tylko sporadycznie zapadały się do kolan. Pomagało kroczenie po śladach nart ale i bez tego nie było to jakieś wyzwanie. Chociaż kilka razy noga wpadła w kosówkę. Po dojściu do Przełęczy pojawił się już zlodowacony, wywiany, twardy śnieg. Chodzenie po nim było pewne i tylko z małymi problemami dotarliśmy na szczyt, po drodze mijając zjeżdżających już narciarzy.

Kondracka Kopa – Na szczycie

Poniżej reszta zdjęć z wycieczki.

Trasa zapisana w GPX

Wyprawa do Biebrzańskiego Parku Narodowego [lipiec 2011]

Wypoczywając w Rajgrodzie postanowiłem odwiedzić rowerem Biebrzański Park Narodowy.

Za zwiedzanie parku należy zapłacić – Czerwone Bagno 5 PLN. Karta wstępu do kupienia w jednym z punktów opisanych na stronie BPN. W związku z tym udałem się z Rajgrodu przez Wojdy, wokół jeziora Dręstwo, m. Woźnawieś do Zagrody Kuwasy.

Zagroda Kuwasy

Tutaj kupiłem kartę i skonsultowałem moją mapę z rzeczywistością.

Dowiedziałem się, że rowerem mogę dojechać Czerwonym szlakiem do Góry/Grzędy Nowy Świat, reszta na piechotę.

Na pytanie, że chciałbym pojechać/przejść Żółtym szlakiem do wsi Kopytkowo Pani w recepcji uśmiechnęła się i powiedziała, że gdybym się tam wybrał i to z rowerem to będzie „niezły hardcore”. Tutaj chciałbym Pani podziękować i powiedzieć, że rzeczywiście – był to Niezły Hardcore!!!.

Ale po kolei.

Z Zagrody Kuwasy pojechałem czerwonym szlakiem do Leśniczówki Grzędy, przeszedłem przez bramkę i dalej lasem.

Właśnie, słowo „las” nijak miało się do słowa „bagno”. Miałem całkowicie inne wyobrażenie o Parku do którego wjeżdżałem, a którego część nazywała się Czerwone Bagno. Wszędzie był las i wszędzie było sucho.

Zgodnie z mapka informacyjną skręciłem na Szlak Niebieski.

DSC_5428.jpg

Specjalnie załączyłem mapkę, gdyż mówi ona co innego niż sam szlak. Na ścieżce jest pełno powalonych drzew i kilkukrotnie musiałem przenosić rower na ramieniu. Nie jestem wybredny, dlatego taka forma Szlaku Niebieskiego bardzo mnie ucieszyła. Pod koniec tego szlaku pojawiła się drewniana, kompletnie zarośnięta, kładka zakończona tarasem widokowym.

DSC_5437.jpg

DSC_5437.jpg

Z kładki widać tylko najbliższe zarośla, chyba, że ktoś ma 3 metry wzrostu lub zabrał drabinę.

Po powrocie na Szlak Czerowny drewnianą kładką po chwili odwiedziłem Borek Bartny.

Na bardzo krótkim odcinku ukraińscy bartnicy zrobili z drzew barcie dla pszczół. Każda została zrobiona w inny sposób, chociaż taką samą techniką.

DSC_5442.jpg

Kolejna atrakcją są wydmy. Nad Bałtykiem już widziałem, teraz czas na bagna. Ścieżka typowo piesza – o czym świadczą znaki, jak i jej szerokość. Rower musiałem czasami nieść między pokrzywami.

DSC_5444.jpg

Następnie po powrocie odwiedziłem Wilczą Górę z jednym tarasem i jedną wieżą widokową.

DSC_5448.jpg

Widoki są niesamowite, bagna po horyzont.

DSC_5449.jpg

Po powrocie do Nowego Światu wszedłem na Szlak Żółty. Nie mam pojęcia dlaczego przed wejściem znajdują się tabliczki o zakazie jazdy rowerem. Powinna być wręcz zachęta, że we wsi Kopytkowo czeka nagroda dla tego, który przejedzie tm szlakiem na bicyklu. Jak już mówiłem wcześniej, Pani w Zagrodzkie Kuwasy powiedziała, że wybranie się na ten szlak rowerem to „niezły hardcore”. Nic tego nie zapowiadało. Początek szlaku to drewniany podest, następnie lekko namoknięty torf. Z początku uważałem, żeby nie pochlapać bucików i rowerek nie zamoczył oponek – ale tylko przez pierwsze 50 metrów. Potem już było z górki. Nogi zaczęły się zapadać w torfie, kiedy wyciągałem buty, topił się rower i tak od kępy do kępy. Do tego komary i muchy – wszystko co gryzie w jednym miejscu pomnożone przez 100 (co najmniej). Po wyjściu z lasu żar od Słoneczka, bez cienia i z końcówką Coli (tak tak…. jak zwykle kupię Colę a potem żałuję, że to nie mineralna – zawsze :). Na łące wbite pale niewiele pomagały, gdy trzeba pchać rower (albo raczej ciągnąć). Wszystko zajęło mi 3 kilometry i podwójne widzenie. Całe szczęście błotnista woda pomagała utrzymać świadomość.

Dzwonek do drzwi, dobra Pani podała kubek z wodą i zaproponowała studnię do opłukania.

Punkt Informacyjny - Kopytkowo

(Tutaj przemilczę kontakt z bazą z prośbą o transport z punktu ewakuacyjnego. Całe szczęście baza nie mogła znaleźć Kopytkowa na mapie i po odzyskaniu sił pojechałem dalej).

Dalej prosto – droga utwardzona. Jasionowo, Mogielnice i Jaziewo gdyż postanowiłem sobie skrócić drogę do domu. Mapa pokazywała drogę gruntową. Miejscowi rolnicy potwierdzili tę informację, tylko na sam koniec rozmowy coś napomknęli, że droga ta kończy się w połowie łąki ale będę widział w oddali jakiś dom i most. Mostu nie było widać wcale, a dom na granicy horyzontu. Drogę znaczyły wyłącznie stare koleiny po ciągniku, które potem zniknęły. Pojawiły się za to poprzeczne bruzdy po innych ciągnikach, które zdaje się kosiły trawę. Jechać się nie dało, aż do gminnej drogi prowadziłem rower ręcznie.

Zdjęcie z łąk, a w tle wymienione wyżej zabudowania

DSC_5477.jpg

Za mostem poszedłem do gospodarstwa po kolejny kubek zimnej wody i uzupełnienie stanu w butelce.

DSC_5480.jpg

Następnie ze Śluzy Sosnowo pojechałem do miejscowości Dręstwo, potem skręciłem na Barszcze i trasą 61 dojechałem do Rajgrodu.

Razem: 76 km. Zrzut z GPS’a: BPN_20110710 W kliku miejscach dosztukowałem ślady po linii prostej, gdyż Garmin Vista HCx zawiódł mnie już kolejny raz – wyłączał się w najmniej spodziewanych momentach.

Tutaj dodam, że szlaki opublikowałem we wcześniejszym artykule: Biebrza – szlaki rowerowe i piesze – GPX
Teraz kolej na resztę biebrzańskich szlaków. 🙂