Netkom ED1

Po tygodniu bojów z firmą ERA zostałem nabywcą stacjonarnego telefonu Netkom ED1.

Netkom ED1 Telefon

Jest to telefon pracujący w sieci GSM, a jednocześnie wyglądający jak zwykły stacjonarny telefon.

Z widocznych różnic mozna zauważyć antenę umieszczoną z jego prawej strony.

Netkom ED1 Antena

O coś takiego mi chodziło. 🙂 Duży telefon, z mikrotelefonem na kablu.

Jego obsługa jest z jednej strony bardzo prosta. Podnosimy mikrotelefon, słyszymy sygnał wołania, wybieramy numer. Wciskamy tylko jeden dodatkowy klawisz i dzwonimy. Z drugiej jednak strony nawigacja po menu przypomina tę z Nokii 5110. Nie jest źle ale jego prostota aż razi w obecnych czasach.

Telefon nie posiada żadnych funkcji multimedialnych ani wodotrysków. Obsługuje tylko wbudowane dzwonki. Ekran jest monochromatyczny.

Netkom ED1 LCD

Słownika T9 nie można wyłączyć na stałe, bo nie ma takie opcji. Brakuje wyszukiwania pozycji w książce telefonicznej w locie.

Co dziwne, na karcie można zapisać jedynie 8 liter w opisie numeru. Ominięciem tego jest zapis w telefonie i przeniesienie wpisu na kartę. Dziwna sprawa.

Aparat posiada wbudowany zestaw głośnomówiący – całkiem nieźle sie sprawuje.

Telefon jest na stałe podłączony do zasilania, ale jednocześnie posiada wbudowane akumulatory, które podtrzymują telefon co najmniej 85 godzin (tyle zdążyłem przetestować) z włączonym podświetleniem wyświetlacza na stałe. Uważam, że to niezły rezultat.

Z innych dziwnych rzeczy, które jednak mogą nie być spowodowane samym aparatem ale usługą Era Domowa jest występowanie błędu przy próbie ustawienia przekierowania wybranych rozmów na iny numer, np. na pocztę głosową.

Z tego samego powodu nie działają SMS’y.

Dane techniczne:

Wymiary [mm] – 233x204x79

Akumulator – 1200 mAh

Buty – Bundeswehr BW2000

Recenzja z cyklu: Zakup Roku 🙂

Ogólnie, niezależnie od ceny zakup tych butów był zakupem roku, niejako. Dlaczego? Bo kusiły mnie od dwóch lat, a jednocześnie nie były dostępne od ręki, tylko przez Internet. Wahałem się i… w końcu postanowiłem zaryzykować.

Zmierzyłem długość i szerokość stopy. Okazuje się, że szerokość jest tutaj bardzo ważna.

Znalazłem _zaufanego_ gościa na Allegro. Akurat nie miał tych butów na stanie ale miałem poczekać dwa dni na informacje. Człowiek słowny, więc napisał, że SĄ. 🙂 😀

Już się cieszyłem. Zamówienie wysłane, przelew zrobiony. Czekałem cały weekend na przesyłkę. W poniedziałek nie ma. We wtorek siedziałem jak na szpilkach… telefon…. -Jest przesyłka.

W domu wielkie przymierzanie. Nosz… k… za wielkie… No ale mówię sobie – wkładek nie mam. Na drugi dzień kupiłem wkładki. Filcowe, grube na pół centymetra. teraz to co innego. 🙂 Noga już nie lata. Super się noszą, rewelacyjnie wręcz.

Pierwsza impregnacja, pastowanie i oględziny.

Będę je czasem porównywał do naszych desantów, bo tylko z nimi miałem wcześniej doświadczenie, jeśli chodzi o buty militarne.

To co zwróciło moja uwagę to: po pierwsze podeszwa. Składa się z trzech warstw. Na wyróżnienie zasługuje środkowa warstwa, amortyzująca. Zrobiona z lżejszej, piankowej gumy. Nie walą jak młotek o podłogę. Po drugie wyściółka wewnątrz buta. Cudowna w dotyku skóra i delikatna. Wkładanie do takiego buta stopy to czysta przyjemność. Z innych plusów dodatnich. Język zszyty z cholewką – nie trzeba tłumaczyć. Taśma „odgromowa” wewnątrz buta – rozwiązanie rodem z serwisu mainframe’ów. Początkowo nie podobały mi sie oczka na sznurówki aż do samej góry. W desantach w cholewce wszyte były tylko haki. Ale przyzwyczaiłem się i teraz twierdzę, że to nawet lepsze. Nie trzeba za każdym razem dosznurowywać cholewki, ciągnę za sznurówki i wszystko sie pięknie zaciska. No… po środku buta trzeba czasem pomóc palcami. Ale nie potrzebuję tego zwykle robić, bo i bez tego but świetnie trzyma.

Tutaj minęło kilka dni. Testy w toku. 🙂

 

Buty Bundeswehr BW2000

Wrażenia? Same pozytywy. Przyzwyczaiłem się do nich tak, że wcale nie czuję ich na nogach. Muszę sobie czasem o nich wręcz przypomnieć kiedy myślę, że chodzę na bosaka. 😉

Przez kilka pierwszych dni jednak tak nie było. Skóra na palcach była jeszcze sztywna i czułem jak wbija mi się w palce. Teraz jest już bardzo dobrze. Wyrobiła się.

Problemem jest też czasem marznięcie stóp spowodowane uciskiem cholewki na łydkę. Sposób na to: poluzować sznurówki. Dodam, że występuje tylko podczas pracy za biurkiem, bo chodzę w nich do pracy, zwłaszcza, że to moje jedyne zimowe obuwie. Ktoś zapyta – jak można wytrzymać w takich butach 8 godzin w biurze? Odpowiadam: Tak samo jak w każdych innych. Nie czuję, żeby noga w nich się pociła.

Wady? Używam je dopiero od kilku miesięcy i ciężko coś tutaj powiedzieć. Jest jedna wizualna. Otóż chyba szewcowi nóż źle poleciał po podeszwie i prawy but nie ma idealnie zaokrąglonego czubka tylko jest jakieś 2mm ścięty po prostej. Na prawdę to w niczym nie przeszkadza. 🙂 Polecam je każdemu, bo w tej klasie obuwia są tanie i nie do zajechania.

Cena? Cena zależy od miejsca zakupu. Najtaniej chyba wychodzi na Allegro – poniżej 300 PLN z przesyłką.

Dodatkowe linki dla zainteresowanych:

Test butów na NGT

Opinie forumowiczów na NGT 

Gillette Fusion Power

Prawdziwy facet nie goli się elektryką, goli sie wyłącznie żyletą. Można to jednak pogodzić i zrobić dwa w jednym. Gillette Fusion Power.

Gillette Fusion PowerMaszynka typu żyleta z wkładem w postaci baterii AAA. Nie piszę specjalnie, że z wibratorkiem, bo nie ma sensu tego używać. Włączenie tego powoduje nieskoordynowane ruchy ręki, co prowadzi do zwiększonego ryzyka zacięć. Tylko po co mi w takim razie taka maszynka? Bo oprócz wady, że ma wibratorek, którego na szczęście można nie używać, to ma tę zaletę, że ostrza jej są zakurwiście jedwabiste. Golą tak jak ja chcę, a nie tak jak prowadzi maszynka. Czego nie mogę powiedzieć o Wilkinsonach, których nie zdzierżyłem z powodu dorobienia im jakichś prętów, co niby miało spowodować zabronienie im kaleczenia użytkownika. Od tego czasu używam wyłącznie Gillette.

Jest jeszcze jeden argument przemawiający akurat za modelem Power – Ciężar. Taką maszynkę z włożoną bateryjką trzyma się w ręku idealnie. Wyważenie ma takie jak noże do rzucania.

Jakie wrażenia z zakupu? Na początku miałem dylemat. Kupić starszy model M3 Power, dodam, że kosztował 10 złotych więcej, ale sprawdzony. M3 Power to luksus, coś jak Mercedes G Class, robotnik nie do zdarcia. Przy mojej częstotliwości golenia, około 2 razy na tydzień, jedne nożyki starczyły mi na 6 miesięcy. Dla porównania dodam, że stare zwykłe Mach 3 starczały mi na jakiś miesiąc. Czuć różnicę. A może nowe Fusion Power?

Zdecydowałem poddać sie magii reklamy i w koszyku wylądowała najnowsza nowość. Pomarańczowe, lśniące opakowanie z pieprz…. latającą tekturką. Kto wymyślił ten patent?!! Lata taka okładka i denerwuje, bo wkładasz pudełko do koszyka, a tu nie wchodzi. Patrzysz pod spód, a tu coś sie majta przy tym pomarańczowym pudełku. Ręką przytrzymać trzeba i dopiero włożyć. 🙂 albo odwrócić górą do góry.

Kasa? 48,99 PLN. W domu wielkie otwarcie. Pudełko otworzyć nie problem ale wyjąć maszynkę od razu nie sposób. Sposobem trzeba, najpierw góra, jakaś plastikowa osłonka i jest… No cóż… dla oglądania tego nie kupiłem bo pomarańcz nijak ma się do zielonej mocy M3. Ogólnie maszynka to połączenie kształtów Geigera i kolorów kamizelki ratunkowej SAR. Jak ktoś lubi to może sie podniecić. Poza moim wyjątkiem, bo lubię i taki kształty i taki kolor ale… 😉

Obok, w pudełku, etui turystyczne. Hm… może się przyda, chociaż nigdy „swojej” maszynki na wczasy nie brałem. Jeszcze zginie. Nic dziwnego, że pudełko takie wielkie. Niestety, maszynka sprzedawana jest tylko z jednym nożem, zero zapasu. W końcu prawie dychę tańsza. Na czyms trzeba promocje robić. Taki trend zniżkowy… Do starego Macha były chyba dwie w zapasie, do M3 Power, tylko jedna. Teraz: zero.

Ale spojrzenie na ostrza i już maszynkę darzysz szacunkiem. 5 ostrzy i jedno z tyłu, służące za trymerek. U dołu gumka do naciągania zarostu, u góry aloesowy pasek. Jak kolor paska zmieni się na biały to znaczy, że maszynka do wymiany. Jak znam życie, nastąpi do po dwóch miesiącach.

Wkładam bateryjkę do środka. Teraz obudowę się przekręca, a nie pociąga. Pstryk… działa, brzęczy znaczy. Pstryk… nie brzęczy. Znaczy się działa tak jak zaplanowałem. Pianka na twarz… czekam ze trzy minuty i… no Cudo. 😀 Luksus. Latał ktoś F-16? Ja nie ale poczułem się tak jakbym latał 😉

Zajebiaszcze uczucie. Nie czuję jak maszynka mknie po twarzy. Wszystko ogolone jak należy. Twarz tylko oczywiście. 😉 Test trymerka, może być. chyba nie będę go używał bo nie widzę takiej potrzeby. Test wibratorka. Pstryk… lądowanie… maszynka przykleiła się do twarzy, ręka dostała choroby wibracyjnej…Pstryk… „Taking off”. Nigdy więcej bateryjki. Bateryjki jednak nie wyjmuję – waga robi swoje. 🙂

Dla tych co lubią, a zapominają. Maszynka wyłącza sie automatycznie po 8 minutach golenia.

Na koniec przeczytałem na pudełku iż produkt jest produkcji międzynarodowej. Znaczy się maszynka Polska, zaś podróżne etui… Chińskie. A jakże. 😉

Po pierwszym teście jestem wniebowzięty.

Creative ZEN Nano Plus 1GB

Mój nowy zakup. Odtwarzacz plików PM3WMA: Creative ZEN Nano Plus 1GB

CreativeZenNanoPlus

Dawniej podobał mi sie MuVo Creativa, Zen Nano jest utrzymany w podobnym tonie stylistycznym, a jednocześnie składa się z jednej części, jeśli nie liczyć klapki na baterię. 😉

Plusy:

  • Mały,
  • solidna obudowa,
  • prosta obsługa,
  • czytelny, podświetlany wyświetlacz,
  • funkcja radia i dyktafonu.
  • obsługa folderów
  • odtwarzacz widziany jest przez system jako Flash Drive
  • Obsługa DRM – czy ktoś tego używa? 😉
  • Długi czas działania do 18 godzin. Patrz także Minusy.

Minusy:

  • Na pierwszej oryginalnej baterii NIE wytrzymał chyba nawet 10 godzin grania. Teraz włożyłem akumulator 1Ah – zobaczymy. Winę mogę ponosić za to ja, gdyż przy pierwszym użytkowaniu dużo korzystałem z klawiatury, a co za tym idzie z podświetlenia.
  • Kupiłem czarna obudowę ale… w środku są białe słuchawki + biały sznurek. KOSZMAR!!!
  • Programowe ograniczenie ilości utworów do 500 (przy 1GB flash). Przegięcie!!!
  • Blokada klawiatury wybierana przez menu… poręczne to nie jest.
  • Konwersja plików, przy użyciu oprogramowania Creative Mediasource 5 tylko do formatu WMA. MP3 dostępne za opłatą 9.99 USD.

Podsumowując: tani ale funkcjonalny odtwarzacz MP3/WMA. Ogólnie POLECAM, chociaż słuchawki trzeba dokupić samodzielnie, oryginalne mi nie pasują ani wyglądem, ani jakością dźwięku. Na plus słuchawek zaliczam jednak to, że jako jedyne pchełki, które miałem, nie wypadają mi z uszu. Co prawda nie wypadają ale ich wielkość powoduje niezły ból uszu już po godzinie słuchania.

Cena: w zależności od sklepu od 150 do 200 PLN