Prawdziwy facet nie goli się elektryką, goli sie wyłącznie żyletą. Można to jednak pogodzić i zrobić dwa w jednym. Gillette Fusion Power.
Maszynka typu żyleta z wkładem w postaci baterii AAA. Nie piszę specjalnie, że z wibratorkiem, bo nie ma sensu tego używać. Włączenie tego powoduje nieskoordynowane ruchy ręki, co prowadzi do zwiększonego ryzyka zacięć. Tylko po co mi w takim razie taka maszynka? Bo oprócz wady, że ma wibratorek, którego na szczęście można nie używać, to ma tę zaletę, że ostrza jej są zakurwiście jedwabiste. Golą tak jak ja chcę, a nie tak jak prowadzi maszynka. Czego nie mogę powiedzieć o Wilkinsonach, których nie zdzierżyłem z powodu dorobienia im jakichś prętów, co niby miało spowodować zabronienie im kaleczenia użytkownika. Od tego czasu używam wyłącznie Gillette.
Jest jeszcze jeden argument przemawiający akurat za modelem Power – Ciężar. Taką maszynkę z włożoną bateryjką trzyma się w ręku idealnie. Wyważenie ma takie jak noże do rzucania.
Jakie wrażenia z zakupu? Na początku miałem dylemat. Kupić starszy model M3 Power, dodam, że kosztował 10 złotych więcej, ale sprawdzony. M3 Power to luksus, coś jak Mercedes G Class, robotnik nie do zdarcia. Przy mojej częstotliwości golenia, około 2 razy na tydzień, jedne nożyki starczyły mi na 6 miesięcy. Dla porównania dodam, że stare zwykłe Mach 3 starczały mi na jakiś miesiąc. Czuć różnicę. A może nowe Fusion Power?
Zdecydowałem poddać sie magii reklamy i w koszyku wylądowała najnowsza nowość. Pomarańczowe, lśniące opakowanie z pieprz…. latającą tekturką. Kto wymyślił ten patent?!! Lata taka okładka i denerwuje, bo wkładasz pudełko do koszyka, a tu nie wchodzi. Patrzysz pod spód, a tu coś sie majta przy tym pomarańczowym pudełku. Ręką przytrzymać trzeba i dopiero włożyć. 🙂 albo odwrócić górą do góry.
Kasa? 48,99 PLN. W domu wielkie otwarcie. Pudełko otworzyć nie problem ale wyjąć maszynkę od razu nie sposób. Sposobem trzeba, najpierw góra, jakaś plastikowa osłonka i jest… No cóż… dla oglądania tego nie kupiłem bo pomarańcz nijak ma się do zielonej mocy M3. Ogólnie maszynka to połączenie kształtów Geigera i kolorów kamizelki ratunkowej SAR. Jak ktoś lubi to może sie podniecić. Poza moim wyjątkiem, bo lubię i taki kształty i taki kolor ale… 😉
Obok, w pudełku, etui turystyczne. Hm… może się przyda, chociaż nigdy „swojej” maszynki na wczasy nie brałem. Jeszcze zginie. Nic dziwnego, że pudełko takie wielkie. Niestety, maszynka sprzedawana jest tylko z jednym nożem, zero zapasu. W końcu prawie dychę tańsza. Na czyms trzeba promocje robić. Taki trend zniżkowy… Do starego Macha były chyba dwie w zapasie, do M3 Power, tylko jedna. Teraz: zero.
Ale spojrzenie na ostrza i już maszynkę darzysz szacunkiem. 5 ostrzy i jedno z tyłu, służące za trymerek. U dołu gumka do naciągania zarostu, u góry aloesowy pasek. Jak kolor paska zmieni się na biały to znaczy, że maszynka do wymiany. Jak znam życie, nastąpi do po dwóch miesiącach.
Wkładam bateryjkę do środka. Teraz obudowę się przekręca, a nie pociąga. Pstryk… działa, brzęczy znaczy. Pstryk… nie brzęczy. Znaczy się działa tak jak zaplanowałem. Pianka na twarz… czekam ze trzy minuty i… no Cudo. 😀 Luksus. Latał ktoś F-16? Ja nie ale poczułem się tak jakbym latał 😉
Zajebiaszcze uczucie. Nie czuję jak maszynka mknie po twarzy. Wszystko ogolone jak należy. Twarz tylko oczywiście. 😉 Test trymerka, może być. chyba nie będę go używał bo nie widzę takiej potrzeby. Test wibratorka. Pstryk… lądowanie… maszynka przykleiła się do twarzy, ręka dostała choroby wibracyjnej…Pstryk… „Taking off”. Nigdy więcej bateryjki. Bateryjki jednak nie wyjmuję – waga robi swoje. 🙂
Dla tych co lubią, a zapominają. Maszynka wyłącza sie automatycznie po 8 minutach golenia.
Na koniec przeczytałem na pudełku iż produkt jest produkcji międzynarodowej. Znaczy się maszynka Polska, zaś podróżne etui… Chińskie. A jakże. 😉
Po pierwszym teście jestem wniebowzięty.