Termin: 25-26 luty 2023 – ćwiczenia na wieży i autoratownictwo.
01-05 marzec 2023 – zajęcia w Tatrach.
19 marzec 2023 – mycie lin.
Kursanci zimowy kurs Taternictwa Jaskiniowego rozpoczęli ćwiczeniami na wieży strażackiej JRG7 w Warszawie. Ćwiczenia odbywały się na zewnątrz, jak i w środku wieży. Miały na celu przypomnienie kursantom tego, czego uczyli się na kursie podstawowym, a instruktorów miały upewnić, że kursanci nie zawiodą w tatrzańskich jaskiniach. Szkolili nas: Tomek, Podobas i Piotrek.
Drugiego dnia spotkaliśmy się w budynku OSIR Ochota przy ściance wspinaczkowej. Poznawaliśmy tajniki autoratownictwa, które obowiązkowo trzeba znać i potrafić tę wiedzę wykorzystać.
W tym dniu interesujących lekcji udzielali nam również Tomek z Podobasem oraz dodatkowo klubowy kolega Jacek, który również jest opiekunem ścianki, na której były prowadzone zajęcia.
Ćwiczyliśmy zjazd na linie z poszkodowanym, unieruchomionym zarówno w przyrządach zjazdowych, jak i podejściowych.
Po dniu pełnym wrażeń można było wziąć udział w „Zawodach we wspinaczce na czas w gumowcach”.
Na tym zakończył się pracowity weekend. Pozostało tylko czekać do połowy tygodnia.
W dniach 1 – 5 marca odbył się etap Tatrzański kursu.
Ekipa szkoleniowa w składzie Krzysztof Recielski, Piotr Sienkiewicz, Tomasz Fiedorowicz (ze Speleoklubu Warszawskiego) oraz Sławek Heteniak z Tatrzańskiego Speleoklubu wzięła na swoje barki opiekę nad kursantami, którzy 1 marca pojawili się licznie na bazie w Witowie.
Po wieczornym zakwaterowaniu i wstępnym zaplanowaniu działań na kolejne dni pełni nadziei, przygotowaliśmy sprzęt, po czym udaliśmy się do swoich pokoi, aby już następnego dnia z samego rana wstać i ruszyć do zaplanowanych jaskiń.
Zostaliśmy podzieleni na 4 grupy, mniej więcej po 4 osoby. Nasza grupa składała się z Ani, Asi, Grześka i Marka. Instruktorem naszej grupki przez cały kurs był Sławek.
A pozostałe:
Krzysztof Recielski: Ola, Karolina, Mateusz i Konrad
Piotr Sienkiewicz: Asia M., Ania M., Edek, Jacek. W sobotę do grupy dołączył Bartek, który ze względów osobistych nie mógł pojawić się wcześniej.
Tomasz Fiedorowicz: Honorata, Wiktoria, Radost, Artur
Pierwszą jaskinią przeznaczoną na szkolenie została wytypowana Jaskinia Miętusia. Znajduje się w Dolinie Miętusiej i jest jedną z największych Tatrzańskich jaskiń. Jest zimno, jak to w zimę, ale trzeba się przebrać w kombinezony, założyć uprząż i wziąć dodatkowe rzeczy do szpejarki, liny itp.
Po drodze Sławek przeprowadzał szkolenie topograficzne, pokazywał ważne punkty terenowe, które, z jednej strony przydadzą się na egzaminie, a z drugiej, po prostu trzeba wiedzieć, gdzie się znajdujemy, gdyby trzeba wezwać pomoc.
Wejście do niej przypomina zjeżdżalnię w parku rozrywki. Na początku jest ok. 120 metrów ukośnie położonej rury, z męczącym progiem, gdzieś po środku. O tym, jak będzie męczący, przekonamy się przy wyjściu. A tymczasem… idziemy głębiej. Nasza trasa zatacza koło przez Stare Ciągi, później kaskady do Piaskowego Prożka i ponownie do wyjścia.
Najtrudniejsze jest wyjście rurą. To jakby wchodzić w parku wodnym, pod górę zjeżdżalni. Ale się udało. Wyjście tym korytarzykiem plus poświęcenie 10 minut na przejście przez prożek zajęło nam około 50 minut.
Na zewnątrz było już ciemno, gdy wyszliśmy z jaskini. Za to drogę przyświecały nam Wenus z Jowiszem świecące nad Zadnią Kopką.
Na bazie wieszanie mokrych rzeczy, suszenie lin i wyczekiwanie, aż ostatnia grupa zgłosi się, że wyszła z jaskini. Długo czekaliśmy na grupę Tomka, która poszła do Czarnej. Liny pokryły się lodem, na których nie działały przyrządy podejściowe. I do tej jaskini wybierała się następnego dnia nasza grupa.
Do Czarnej należało pójść aż do polany Pisanej, potem kilkadziesiąt metrów żółtym szlakiem i dalej przez las. Pierwsza szatnia znajduje się 50 metrów poniżej otworu, była już zajęta przez grupę Krzyśka, my natomiast przebieraliśmy się pod wejściem podziwiając widoki przy pięknej pogodzie.
Do wejścia prowadziło jeszcze 10 metrów poręczówki. Zlotówka bardzo oblodzona. Dziewczyny zeszły w raczkach, panowie w samych gumiaczkach.
Głównym ciągiem doszliśmy do Komina Węgierskiego. W pięknym stylu wyspinał go Grzesiek. Tutaj zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek z podejściem w okolice Studni Smoluchowskiego i Sławek zarządził odwrót.
Trzeci dzień to wyjście do Jaskinie Kasprowej Niżniej, położonej u podnóża Zawraciku Kasprowego w Dolinie Kasprowej.
Można przebrać się przed jaskinią albo już w pierwszej Komorze Wstępnej. Potem przejście przez Ślimakiem do jeziorka, które nie każdy przeszedł suchą nogą. Trawers po prawej ścianie nie należał do najłatwiejszych, ale i nie był jakoś trudny. Po prostu, zabrakło szczęścia.
I tak doszliśmy do Gniazda Złotej Kaczki. To syfon, dawniej uważany za koniec tej części jaskini.
Tą samą drogą wróciliśmy do komory pod Wielki Próg, teraz poszliśmy zwiedzać Partie Gąbczaste. Piękne wymycia, syfony, mosty, a nawet plaża ze stalagmitem. Tutaj także nie każdy przeszedł suchą nogą, ale ryzyko się opłaciło. Poznaliśmy kolejną Tatrzańską jaskinię.
Wróciliśmy na miejsce zbiórki do wcześniejszej komory, tutaj czekały na nas podziemne ćwiczenia z pierwszej pomocy. Uczyliśmy się, jak przygotować miejsce dla ratowanej osoby, odizolować ją od podłoża, a także ogrzać przy pomocy świeczek i folii NRC.
Przy wychodzeniu między przełazem do dalszych partii, a Komorą Wstępną znalazłem 5 złotych z 1984. Interesujące znalezisko.
Na tym dzień w jaskini się zakończył, ale to nie koniec nowości.
Sławek zabrał nas do punktu informacji turystycznej przy rondzie w Kuźnicach. Tam dowiedzieliśmy się, że po okazaniu odpowiedniego dokumentu możemy pobrać worki na odchody Restop, które w jaskiniach są koniecznością gdyby zaszła taka potrzeba.
A to już nasz ostatni dzień zgrupowania. 5 marzec to dzień bałwanka. Czyli ćwiczenia na wolnym powietrzu z tematów turystyki zimowej. Już w drodze z Kuźnic odbyło się szkolenie z zasad noszenia i podstawowego posługiwania się detektorami lawinowymi. Następnie wszystkie 4 grupy zebrały się na Kalatówkach w pobliżu hotelu.
Połowa z nas rozpoczęła ćwiczenia od poszukiwania zasypanych w lawinie i dalszej obsługi detektorów, pozostali ćwiczyli obsługę czekana i sposoby nim hamowania. Z próbą hamowania było sporo zabawy. Następnie ćwiczyliśmy zakładanie raków i chodzenie w tych urządzeniach. Kolejnym tematem było przygotowywanie stanowisk z wykorzystaniem czekana. Kotwiczenie czekana w śniegu, mocowanie liny w tzw. grzybie.
Po wszystkich zajęciach został nam już tylko powrót do bazy, posprzątanie jej i spakowanie własnych bagaży.
Zwieńczeniem całego szkolenia było mycie lin u Podobasa na podwórku.
Pogoda piękna, okoliczności przyrody również wspaniałe. Mycie zajęło nam półtorej godziny, w tym podjęcie reanimacji syfonu w wannie, który został wyrwany przez pociągniętą linę.
Ogromnie dziękujemy Izie Pałygiewicz – Szefowej Szkolenia Speleoklubu Warszawskiego za przygotowanie kursu.
Materiał przygotował: Marek Wągrodzki. Zdjęcia dostarczyli: Marek, Marcin Lewandowski, Konrad Teleman.
Pozostałe: