Kurs Taternictwa Jaskiniowego – Etap letni 2023

To było gorące lato, być może z tego powodu wielu kursantów postanowiło oziębić swoje wnętrza poniżej gruntu ziemi. A było nas prawie 20.

Jak tradycja nakazuje, rozpoczęliśmy od ćwiczeń na strażackiej wieży JRG7. Dwa dni wchodzenia po linach, trawersy, a także autoratownictwo.

Wszystko było prawie dograne, jednak jeden telefon zmodyfikował nasz wyjazd tak, że gdy inni jeszcze spali w swoich domach my wychodziliśmy już w sobotni poranek w góry. Jak się okazało, podjęcie decyzji o rozpoczęciu akcji jaskiniowej o jeden dzień wcześniej od pozostałych grup miało same plusy.

Podzieleni zostaliśmy na 4 grupy. Każda miała swoją specyfikę: świeżaków po wiosennym kursie wstępnym wziął pod swoje skrzydła najbardziej doświadczony instruktor – Krzysztof. W jego grupie znaleźli się Sebastian, Sylwia, Asia F., Janek i Robert

Kursanci z jesiennego naboru: Honorata i Radost, Wiktoria oraz Asia i Ania kajakarki; zaprawieni w bojach etapu zimowego, trafili do przygodowej grupy Tomka i Ani. Najbardziej zaś doświadczeni grotołazi, na ostatniej prostej do karty taternika jaskiniowego: Ania M., Kasia, Bartek i Łukasz trafili do grupy Marcina. Grupa specjalna, która dała do wiwatu aż trzem instuktorom: Piotrowi, Sławkowi i Przemkowi składała się z Asi, Artura, Stacha i mnie.

Grupa Marcina znana była z zajadania się w jaskiniach plackami smażonymi przez dzielnego strażaka Łukasza, a grupa specjalna z regeneracyjnych kąpieli na termach.

Celem wyjazdu było zdobycie nowych doświadczeń w letnim poruszaniu się po jaskiniach i terenie dojściowym. Do zdobycia było 5 jaskiń z 6. Na liście znalazły się Jaskinia Wielka Śnieżna, Pod Wantą, Marmurowa, Ptasia Studnia, Wielka Litworowa oraz Czarna. A na niedzielę, dla chętnych Jaskinia Wodna pod Pisaną.

Nasz team razem z naszym pierwszym instruktorem Piotrkiem; pierwszym, bo nie jedynym, zaplanował wyjście do jaskini Marmurowej. Pierwszy poręczuję całość. Plan, to dojść do Starego dna pod Czarną Basztą. I taki plan został zrealizowany w całości.

Po powrocie do bazy spotkaliśmy pozostałe grupy wraz z instruktorami. Radosna atmosfera i biesiada do bladego świtu pozwoliła nam odpocząć przed niedzielną wyprawą do Jaskini Czarnej. Blady świt zaczął się już dużo przed północą, w związku z tym było jeszcze kilka godzin na wyspanie.

W niedzielę padało. Padało w nocy, przestało nad ranem. Niestety, zaczęło znowu padać przed samą „szatnią”. Wystarczyło 10 minut, żebyśmy mokrzy wchodzili do otworu. W lepszej sytuacji był przewidujący Piotrek. Instruktor posiadał parasolkę. I to będzie następny zakup szpeju jaskiniowego, zaraz po nowej taśmie do kostkowca. W najgorszej sytuacji były pozostałe zespoły, które musiały jeszcze 2 godziny podchodzić w strugach deszczu.

Plan na Czarną, to tak zwany Krótki trawers. Wejście otworem Pierwszym, zaś wyjście, a w zasadzie zjazd na złodzieja otworem numer Dwa. Nie była to długa akcja, ale nie narzekaliśmy na brak przygód.

Trzeci dzień kursu, poniedziałek, to także zmiana instruktora. Sławek pomoże nam w zdobyciu Jaskini Wielkiej Śnieżnej. Zejdziemy, co prawda tylko do Sali Trójkątnej.

Żeby nie powtarzać przy każdym akapicie, napiszę tylko, że podczas każdego wyjścia z każdym instruktorem po drodze zaliczaliśmy albo mały wykład na temat topografii, albo całkiem niezłe odpytywanie ze znajomości okolicznych szczytów czy grani. Jestem przekonany, że pomoże nam to podczas egzaminu.

Wracając do Wielkiej Śnieżnej, powitały nas resztki lodu i śniegu na lodospadzie. Mimo tego czekając przy otworze czuć było przeszywający chłód. Kulminacją spotkania z jaskinią była Wielka Studnia. Studnia ogromna i niezwykle okrągła. Poniżej Sali Trójkątnej, czyli do II Płytowca już nie schodziliśmy, ze względu na niebezpieczeństwo obrywu ścian.

Wtorek, piąty września, Jaskinia Pod Wantą. Prawie całkowicie pionowa jaskinia. A na jej dnie piękna, na planie nienazwana sala, którą sam nazwałem „sala z sercem” z którego pada jaskiniowy deszcz.

W końcu nadchodzi luźniejszy dzień. W środę szkolenie z ochrony przyrody prowadził dla nas Janek Krzeptowski-Sabała, pracownik TPN. Opowiadał, zarówno o podziale geologicznym Tatr, jak i zagrożonych roślinach czy sposobie postępowania podczas spotkania z niedźwiedziem.

Poszliśmy z nim na edukacyjny spacer do Polany Pisanej oraz początek Wąwozu Kraków. Po południu Krzysiek zrobił nam wykład z topografii Tatr.

W czwartek przeprowadziliśmy akcję w Jaskini Wielkiej Litworowej. Dojście do dna I Płytowca wymagało łączenia lin i pokonania ciekawego trawersu nad Studnią Flacha.

Laba. Piątek dla naszej grupy to dzień wolny. Przynajmniej, jeżeli chodzi o kursowe akcje jaskiniowe.

My poszliśmy „poćwiczyć” topo z Polany na Stołach. Po zejściu do Doliny Kościeliskiej poszliśmy zwiedzić oddaną po remoncie Jaskinię Mroźną. Jak przystało na grotołazów, nawet tutaj zrobiliśmy wypis w zeszycie wyjść. Trawers, to trawers.

Sobota to ostatni dzień wyjść kursowych. My mieliśmy się udać do Ptasiej Studni. Tym razem z nowym instruktorem, Przemkiem. Plan zakładał wejście do jaskinie, a później zjazd do Wielkiej Świstówki, jednak niesprzyjające, niedające się przewidzieć trudności umożliwiły nam tylko powrót ta samą drogą, którą tutaj wcześniej dotarliśmy. Samo dojście do otworu również nie było najłatwiejsze. Przebieralnia znajduje się kilkadziesiąt metrów nad otworem, następnie trzeba podejść i zaporęczować linę do zejścia, kilkadziesiąt metrów trawersu i kilka w górę. I dopiero jesteśmy przy zasadniczym otworze. Dalej było znacznie łatwiej.

Dotarliśmy do Sali Dantego, pokonując Studnie zlotową, Czterdziestkę, wahadło i bardzo interesujący trawers. Do bazy wróciliśmy już po zmroku. Ale to co działo się w drodze powrotnej. Przepiękny zachód Słońca oraz zajadający się jagodami i borówkami niedźwiedź.

Na niedzielę była zaplanowana tylko jedna aktywność i to dosyć późno, jak na nasze standardy. Pozakonkursowy trawers jaskini Wodnej pod Pisaną. Świetna zabawa w czołganie, błądzenie i kąpiel w chłodnej wodzie. A to wszystko przy wspaniałej widowni turystów, którzy również mieli niezły ubaw z oglądania tego co wyprawialiśmy.

[Autor: Marek Wągrodzki – 2023]

12-13.08.2023 – Wizyta w Piętrowej Szczelinie oraz inne weekendowe aktywności

Korzystając z pięknej pogody postanowiliśmy zwiedzić jaskinię Piętrowa Szczelina.

W sobotnie południe wypakowaliśmy na leśnym parkingu nasz jaskiniowy bagaż i udaliśmy się w kierunku Piętrowej Szczeliny. A było nas czworo: Karolina, Artur, Jacek i ja.

Piętrowa Szczelina

Plan był taki, aby zrobić trawers Piekiełka, jak podczas wejścia kursowego rok wcześniej. Cóż, chodzenie na ściankę, czy nawet po skałkach, to nie to samo, co przejście trawersu w gumowcach. Nie powiodło się to Arturowi, ani później mi. Gdy już sięgałem ręką do półki, osunąłem się kilkadziesiąt centymetrów do dołu. Z rezygnacją zjechałem na pochylnię, wspiąłem się pod punkt asekuracyjny i zaporęczowałem od „drugiej” strony, tak aby pozostali mogli z niego jednak skorzystać. Jacek jednak wybrał prostszą drogę, bez trawersu. Wygląda na to, że trawers jest zupełnie niepotrzebny.

Kierujemy się w dół wąskim korytarzem.

Mijamy nieduży próg zabezpieczony pętlą z liny zawieszonej na jednej z want. Jeszcze niżej dochodzimy do kolejnej szczeliny, Studni Awenowców. To najwęższa trudność do pokonania w pionie w całej jaskini. W dół pomaga grawitacja. Przy powrocie nawet lina przeszkadza.

Schodzimy jeszcze niżej i docieramy do Sali Starej Jaskini. Tutaj daliśmy sobie jakąś godzinę na błądzenie w labiryntach. Ze względu na godzinę alarmową nie mieliśmy za dużo czasu. Zwiedziliśmy Korytarz Kryształowy, do Bajkowego jakoś nam się nie udało dotrzeć.

Wspaniałe, kalcytowe nacieki o wyglądzie miodu robią wrażenie.

Znalazłem też prawdopodobnie wejście do Labiryntu Króla Minosa, czego jednak nie jestem pewien, gdyż z opisu wynika, że znajduje się on na prawo od korytarza dochodzącego do głównej Sali, ja zaś wszedłem w korytarz znajdujący się po lewej stronie. Mimo wszystko, czułem się zagubiony i miło było ponownie odnaleźć współtowarzyszy. 🙂

Na jej dogłębne zwiedzanie trzeba będzie przeznaczyć znacznie więcej czasu niż te 4 godziny, którymi dysponowaliśmy. Jaskinię opuściliśmy mając w głowach gotowy plan powrotu, jednak tym razem z założeniem, że poświęcimy jej cały dzień. Być może po zaopatrzeniu się w dodatkowy prowiant oraz kompasy, będziemy w stanie dokładnie zbadać wszystkie labirynty (dosłownie) oraz studnie Piętrowej Szczeliny.

Czas wychodzić, a szkoda. Na zewnątrz jest chyba 30 stopni. Pakujemy się do samochodu. Jedziemy coś zjeść i szukamy noclegu.

Początkowo mieliśmy biwakować na dziko, skończyło się jednak na polu namiotowym, którego znalezienie nie było najłatwiejsze, gdyż ze względu na ilość turystów campingi w okolicy były bardzo oblegane.

System Jaskiń Srockich

Po zakwaterowaniu i trochę wolnego czasu postanowiliśmy jeszcze zwiedzić System Jaskiń Srockich na Górze Trzech Jaskiń. Po zaparkowaniu najpierw zwiedzamy Schronisko w Srocku. Krótka, ok 10 metrowa jaskinia z otworami na każdym jej końcu. 200 metrów dalej odnajdujemy wzgórze z Systemem. Otwory jaskiń prezentują się niezwykle, gdyż każdy jest w kształcie trójkąta, jak namioty tipi. Jaskinie także nie są długie, są między sobą połączone, jednak zwiedzaliśmy każdą oddzielnie zaczynając od ich głównych otworów. Spąg zasypany jest ziemią, liśćmi i gałęziami. Za to w stropie znaleźliśmy piękne okazy Sieciarzy Jaskiniowych wraz z kokonami.

Wejścia do Schroniska w Srocku II oraz Jaskini Sosnowieckiej znajdują się obok siebie, zaś Jaskinia Kowalskiego usytuowana jest kilkadziesiąt metrów dalej. Z Jaskini Kowalskiego wyszliśmy drugim otworem, po drodze mijając kości zwierząt, upolowanych prawdopodobnie przez lisy.

Niedzielne wspinanie

Na kolejny dzień zaplanowaliśmy wspinanie w skałkach. Wybraliśmy górę Biakło koło Olsztyna.

Ćwiczyliśmy wspinanie po drogach ubezpieczonych, a część z nas także jaskiniowe techniki linowe.

Na koniec był obiad i droga do domu.

Relacja z Zimowego Kursu Taternictwa Jaskiniowego przeprowadzonego przez Speleoklub Warszawski

Termin: 25-26 luty 2023 – ćwiczenia na wieży i autoratownictwo.

01-05 marzec 2023 – zajęcia w Tatrach.

19 marzec 2023 – mycie lin.

Kursanci zimowy kurs Taternictwa Jaskiniowego rozpoczęli ćwiczeniami na wieży strażackiej JRG7 w Warszawie. Ćwiczenia odbywały się na zewnątrz, jak i w środku wieży. Miały na celu przypomnienie kursantom tego, czego uczyli się na kursie podstawowym, a instruktorów miały upewnić, że kursanci nie zawiodą w tatrzańskich jaskiniach. Szkolili nas: Tomek, Podobas i Piotrek.

Drugiego dnia spotkaliśmy się w budynku OSIR Ochota przy ściance wspinaczkowej. Poznawaliśmy tajniki autoratownictwa, które obowiązkowo trzeba znać i potrafić tę wiedzę wykorzystać.

W tym dniu interesujących lekcji udzielali nam również Tomek z Podobasem oraz dodatkowo klubowy kolega Jacek, który również jest opiekunem ścianki, na której były prowadzone zajęcia.

Ćwiczyliśmy zjazd na linie z poszkodowanym, unieruchomionym zarówno w przyrządach zjazdowych, jak i podejściowych.

Po dniu pełnym wrażeń można było wziąć udział w „Zawodach we wspinaczce na czas w gumowcach”.

Na tym zakończył się pracowity weekend. Pozostało tylko czekać do połowy tygodnia.

W dniach 1 – 5 marca odbył się etap Tatrzański kursu.

Ekipa szkoleniowa w składzie Krzysztof Recielski, Piotr Sienkiewicz, Tomasz Fiedorowicz (ze Speleoklubu Warszawskiego) oraz Sławek Heteniak z Tatrzańskiego Speleoklubu wzięła na swoje barki opiekę nad kursantami, którzy 1 marca pojawili się licznie na bazie w Witowie.

Po wieczornym zakwaterowaniu i wstępnym zaplanowaniu działań na kolejne dni pełni nadziei, przygotowaliśmy sprzęt, po czym udaliśmy się do swoich pokoi, aby już następnego dnia z samego rana wstać i ruszyć do zaplanowanych jaskiń.

Zostaliśmy podzieleni na 4 grupy, mniej więcej po 4 osoby. Nasza grupa składała się z Ani, Asi, Grześka i Marka. Instruktorem naszej grupki przez cały kurs był Sławek.

A pozostałe:
Krzysztof Recielski: Ola, Karolina, Mateusz i Konrad
Piotr Sienkiewicz: Asia M., Ania M., Edek, Jacek. W sobotę do grupy dołączył Bartek, który ze względów osobistych nie mógł pojawić się wcześniej.
Tomasz Fiedorowicz: Honorata, Wiktoria, Radost, Artur

Pierwszą jaskinią przeznaczoną na szkolenie została wytypowana Jaskinia Miętusia. Znajduje się w Dolinie Miętusiej i jest jedną z największych Tatrzańskich jaskiń. Jest zimno, jak to w zimę, ale trzeba się przebrać w kombinezony, założyć uprząż i wziąć dodatkowe rzeczy do szpejarki, liny itp.

Po drodze Sławek przeprowadzał szkolenie topograficzne, pokazywał ważne punkty terenowe, które, z jednej strony przydadzą się na egzaminie, a z drugiej, po prostu trzeba wiedzieć, gdzie się znajdujemy, gdyby trzeba wezwać pomoc.

Wejście do niej przypomina zjeżdżalnię w parku rozrywki. Na początku jest ok. 120 metrów ukośnie położonej rury, z męczącym progiem, gdzieś po środku. O tym, jak będzie męczący, przekonamy się przy wyjściu. A tymczasem… idziemy głębiej. Nasza trasa zatacza koło przez Stare Ciągi, później kaskady do Piaskowego Prożka i ponownie do wyjścia.

Najtrudniejsze jest wyjście rurą. To jakby wchodzić w parku wodnym, pod górę zjeżdżalni. Ale się udało. Wyjście tym korytarzykiem plus poświęcenie 10 minut na przejście przez prożek zajęło nam około 50 minut.

Na zewnątrz było już ciemno, gdy wyszliśmy z jaskini. Za to drogę przyświecały nam Wenus z Jowiszem świecące nad Zadnią Kopką.

Na bazie wieszanie mokrych rzeczy, suszenie lin i wyczekiwanie, aż ostatnia grupa zgłosi się, że wyszła z jaskini. Długo czekaliśmy na grupę Tomka, która poszła do Czarnej. Liny pokryły się lodem, na których nie działały przyrządy podejściowe. I do tej jaskini wybierała się następnego dnia nasza grupa.

Do Czarnej należało pójść aż do polany Pisanej, potem kilkadziesiąt metrów żółtym szlakiem i dalej przez las. Pierwsza szatnia znajduje się 50 metrów poniżej otworu, była już zajęta przez grupę Krzyśka, my natomiast przebieraliśmy się pod wejściem podziwiając widoki przy pięknej pogodzie.

Do wejścia prowadziło jeszcze 10 metrów poręczówki. Zlotówka bardzo oblodzona. Dziewczyny zeszły w raczkach, panowie w samych gumiaczkach.

Głównym ciągiem doszliśmy do Komina Węgierskiego. W pięknym stylu wyspinał go Grzesiek. Tutaj zrobiliśmy sobie krótki odpoczynek z podejściem w okolice Studni Smoluchowskiego i Sławek zarządził odwrót.

Trzeci dzień to wyjście do Jaskinie Kasprowej Niżniej, położonej u podnóża Zawraciku Kasprowego w Dolinie Kasprowej.

Można przebrać się przed jaskinią albo już w pierwszej Komorze Wstępnej. Potem przejście przez Ślimakiem do jeziorka, które nie każdy przeszedł suchą nogą. Trawers po prawej ścianie nie należał do najłatwiejszych, ale i nie był jakoś trudny. Po prostu, zabrakło szczęścia.

I tak doszliśmy do Gniazda Złotej Kaczki. To syfon, dawniej uważany za koniec tej części jaskini.

Tą samą drogą wróciliśmy do komory pod Wielki Próg, teraz poszliśmy zwiedzać Partie Gąbczaste. Piękne wymycia, syfony, mosty, a nawet plaża ze stalagmitem. Tutaj także nie każdy przeszedł suchą nogą, ale ryzyko się opłaciło. Poznaliśmy kolejną Tatrzańską jaskinię.

Wróciliśmy na miejsce zbiórki do wcześniejszej komory, tutaj czekały na nas podziemne ćwiczenia z pierwszej pomocy. Uczyliśmy się, jak przygotować miejsce dla ratowanej osoby, odizolować ją od podłoża, a także ogrzać przy pomocy świeczek i folii NRC.

Przy wychodzeniu między przełazem do dalszych partii, a Komorą Wstępną znalazłem 5 złotych z 1984. Interesujące znalezisko.

Na tym dzień w jaskini się zakończył, ale to nie koniec nowości.

Sławek zabrał nas do punktu informacji turystycznej przy rondzie w Kuźnicach. Tam dowiedzieliśmy się, że po okazaniu odpowiedniego dokumentu możemy pobrać worki na odchody Restop, które w jaskiniach są koniecznością gdyby zaszła taka potrzeba.

A to już nasz ostatni dzień zgrupowania. 5 marzec to dzień bałwanka. Czyli ćwiczenia na wolnym powietrzu z tematów turystyki zimowej. Już w drodze z Kuźnic odbyło się szkolenie z zasad noszenia i podstawowego posługiwania się detektorami lawinowymi. Następnie wszystkie 4 grupy zebrały się na Kalatówkach w pobliżu hotelu.

Połowa z nas rozpoczęła ćwiczenia od poszukiwania zasypanych w lawinie i dalszej obsługi detektorów, pozostali ćwiczyli obsługę czekana i sposoby nim hamowania. Z próbą hamowania było sporo zabawy. Następnie ćwiczyliśmy zakładanie raków i chodzenie w tych urządzeniach. Kolejnym tematem było przygotowywanie stanowisk z wykorzystaniem czekana. Kotwiczenie czekana w śniegu, mocowanie liny w tzw. grzybie.

Po wszystkich zajęciach został nam już tylko powrót do bazy, posprzątanie jej i spakowanie własnych bagaży.

Zwieńczeniem całego szkolenia było mycie lin u Podobasa na podwórku.

Pogoda piękna, okoliczności przyrody również wspaniałe. Mycie zajęło nam półtorej godziny, w tym podjęcie reanimacji syfonu w wannie, który został wyrwany przez pociągniętą linę.

Ogromnie dziękujemy Izie Pałygiewicz – Szefowej Szkolenia Speleoklubu Warszawskiego za przygotowanie kursu.

Materiał przygotował: Marek Wągrodzki. Zdjęcia dostarczyli: Marek, Marcin Lewandowski, Konrad Teleman.

Pozostałe:

Etap Wstępny Kursu Taternictwa Jaskiniowego – Wiosna 2022

Pamiętam pierwszy dzień jak dzisiaj, to była sobota 7 maja.
Zaparkowałem samochód gdzieś na osiedlu i skierowałem się w stronę budynku Straży Pożarnej (Jednostka Ratowniczo-Gaśnicza nr 7 w Warszawie). W międzyczasie mijałem również wieżę, na której ćwiczą strażacy, myśląc sobie „To jeszcze nie dla nas”. Przy późniejszych rozmowach wśród nowych kandydatów na grotołazów zgodnie ustaliliśmy, że każdy z nas wyobrażał sobie całość nieco bardziej spokojnie, że najpierw masa teorii, potem węzły, a na koniec zobaczymy. „Tak wygląda lina”. No ale… tak nie było.

Zdj. 1

Na samym początku poznaliśmy Krzyśka i Podobasa (naszych instruktorów) oraz Stanisława – klubowego magazyniera. Oczywiście była też Szefowa Szkolenia – Iza, jak i sam Prezes Paweł oraz kilka innych osób ze Speleoklubu, które chętnie trzymały liny nowym kursantom.

Zdj. 2

Na start otrzymaliśmy uprząż z wyposażeniem, zaczęliśmy wiązać lonże i ogólnie przygotowywać się do wejścia na liny. W międzyczasie trochę praktycznej teorii na temat dopasowania lonż i stopki, kilka koniecznych węzłów i… jakoś to szybko poszło.

Zdj. 3

Instruktaż w najniższym oknie wieży, zjazd, poprawki i … od nowa. Następnie podchodzenie, chwila przerwy i polecenie aby udać się na sam szczyt wieży na ostatni zjazd tego dnia (trenerzy wzięli nas z zaskoczenia!). Podobas pokazał, jak to się robi z klasą. Po kolei przypinaliśmy się do liny, żeby już po chwili (krótszej lub dłuższej) znaleźć się na dole. WOW!

Zdj. 4

Nawet nie było czasu na odwrót. Chociaż, niestety, jednemu z naszych kolegów to się nie udało. Tomek nie zjechał w sobotę ze szczytu wieży obiecując, że przemyśli sprawę przez noc.

Niedzielny poranek rozpoczął się, niestety, bez jednego kursanta…
Za to z nowym trenerem – Marcinem.

Zdj. 5

Jego słowa godne zapamiętania: -Czynność przerwana, prawdopodobnie nie zostanie już ukończona!

Na poznawaniu nowych technik wchodzenia, zjeżdżania, przepinania, trawersowania i jeszcze kilkunastu innych terminów upłynęły nam 3 weekendy (słoneczne, wietrzne i deszczowe). Asia zmęczona bieganiem po wieży góra-dół podjęła decyzję o rezygnacji z kursu, by następnego dnia za namową Prezesa Pawła pojawić się z nowym zapałem.

Zdj. 6

15 maja Iza wraz z innymi członkami klubu zorganizowała nam grilla. Nie każdemu jednak udało się go nawet zobaczyć, ze względu na ilość zajęć. Tyle się działo!

Zdj. 7

W ostatni weekend na wieży, nastąpiła zmiana instruktora. W zamian za Marcina, który szykował się do kolejnej wyprawy, pojawił się Tomek, który czuwał nad naszym wyszkoleniem i bezpieczeństwem.

Po zajęciach Podobas wykładał teorię, a my przyswajaliśmy ją na dowolnych nośnikach – czy to w głowie, zeszycie, czy też robiąc zdjęcia telefonem. Wszystko ważne.

Zdj. 8

Ostatni, przedłużony weekend szkoleniowy odbył się w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.

Pojechaliśmy na nią w nieco okrojonym składzie, bowiem Edward i Jacek z uwagi na swoje wcześniejsze zobowiązania nie mogli do nas dołączyć. Za to dołączyć mógł członek Speleoklubu i znawca minerałów Jurek.

Zdj. 9

Na bazę zaczęliśmy przybywać już w czwartek, niektórzy po południu, inni nocą. Okazało się, że również tego dnia Podobas nie darował niektórym ćwiczeń wieczorową porą… Następnego dnia rano pojechaliśmy na skałki umiejscowione na Górze Birów.

Zdj. 10


Instruktorzy podzielili nas na 2-osobowe zespoły. Naszym zadaniem było zakładanie przepinek, trawersów i ogólnie, ćwiczenia w skale. Poznaliśmy technikę zjazdu „na złodzieja” i „na przeciwwagę”.
Te całkiem nowe doświadczenia odbiły się na nas wieloma nowymi siniakami. Co prawda w skale znajdziemy różne zagłębiania na nogi i ręce, o które można się oprzeć czy podciągnąć ale i lina może przeskoczyć. Powoduje to wzrost adrenaliny… oj… bardzo.
Koło godziny 14 zaczął padać deszcz. To kolejne doświadczenie, bo skała zrobiła się jak z mydła. Śliska tak, że czasami był problem ze złapaniem się „kamienia”.
Przeciwdeszczowe kurtki nie każdemu pomogły. Trenerzy zarządzili odwrót i tak w deszczu ściągaliśmy liny i pakowaliśmy się do bazy.

Zdj. 11

Do g. 19 był czas wolny, a później rozpoczęliśmy dodatkowe ćwiczenia na sali w bazie. Sala posiada własną ściankę wspinaczkową oraz miejsca do ćwiczeń na linie. Bardzo dobre miejsce na trening przy kiepskich warunkach pogodowych.

Następnego dnia wyjazd w okolice Podlesic i Góry Zborów.

Zdj. 12


Tutaj również zakładaliśmy stanowiska, przepinki, a także zjazd przez studnię. Niewielka ona, ale na naukę, w sam raz. Tego dnia było już ciepło i sucho. W nagrodę za dobre sprawowanie zostaliśmy dopuszczeni do obejrzenia jednej z jaskiń od wewnątrz. Była to Jaskinia Berkowa.

Zdj. 13

Szerokie, zdradliwe wejście, kończąca się bardzo wąskim wyjściem.

Zdj. 14

To na końcu straciłem najwięcej czasu, na przeciskanie się między kamieniami. W środku, jak to bywa w takich jaskinkach… albo na Supermana, albo czołganie. Każdy z nas uwierzył, że może wydostać się z tej dziury kiedy na powierzchni pojawił się najwyższy z nas- Konrad.

Zdj. 15

Po tej jaskini, krótka przerwa na parkingu i poszliśmy odwiedzić kolejną. Była to Wielka Studnia Szpatowców. Zostaliśmy podzieleni na dwie grupy, w sumie to na takie dwie i pół, bo pierwsza szturmowa (w składzie: Podobas, Karolina i Michał) zeszła poręczować. Następnie zeszliśmy do dziury, dosłownie na 15 minut (sic!).

Zdj. 16


Kiedy wychodziliśmy okazało się, że druga grupa przeszukała już całą okolicę w poszukiwaniu kalcytu i odbyła wycieczkę krajoznawczą. Od naszego wejścia minęły bowiem ponad dwie godziny! Następnie nieco znudzona oczekiwaniem druga grupa udała się do otworu. Zziębnięta Ania ofiarnie zrezygnowała z wejścia tym razem, żeby przyspieszyć całą naszą akcję. Ale spokojnie, nie minie ją to! Do deporęczowania chętnie zgłosili się Bartek z Arturem. Całej grupie pod ziemią również zeszło się raptem 15 minut, a my czekaliśmy na nich 2 godziny. Takie prawa fizyki właśnie opisywał Pan Einstein.

Zdj. 17

Na niedzielę przygotowane były dwie atrakcje. Jako pierwsza Jaskinia Piętrowa Szczelina.
Do niej wchodzi się małym niepozornym otworem, potem jest coraz lepiej. Duże płaskie skały są idealnym miejscem na trawers, potem krótki zjazd, przejście do kolejnej liny. Ostatni zjazd jest bardzo ciasny. Zgodnie ze sztuką, dobrze wyszkoleni; zapiąłem i rolkę i shunta. Błąd. Rolkę wypinałem tak szybko, jak tylko mogłem na wydechu. To był taki prześlizg między skałami, a nie zjazd. Każdy się zastanawiał, jak później wejść na górę… ale nie było teraz wiele czasu o tym do myślenia. Mieliśmy przed sobą średniej wielkości komorę, od której odchodziło kilka wąskich korytarzy do innych miejsc.
Najpiękniej wyglądało to pokryte wspaniałymi naciekami kalcytowymi prawie całe pomieszczenie.

Zdj. 18


Poszliśmy dalej pokręcić się po jaskini. Niestety, od Krzyśka otrzymaliśmy hasło „Odwrót” i posłusznie musieliśmy się z nią pożegnać. Do deporęczowania zgłosili się: Michał, Karolina i Ewelina. Nie tak szybko jednak, bo ostatni zjazd był teraz dla nas pierwszą przeszkodą do pokonania w górę. Każdy miał swoja metodę. Jednak, chyba każda się sprawdziła, bo wszystkim udało się ją pokonać.
Osobiście, użyłem Crolla, czyichś rąk na dole i dziwnego szpagatu, między dwoma kamieniami.
Po kolejnej linie, była mała zmyłka, gdyż pomyliłem z Anią drogę. Okazało się, że trzeba było zrobić zwrot o 180 stopni i przejść już pod trawers. Trawers powrotny było tyle łatwiejszy, że początkowo szedł wąską półką i dopiero na końcu wymagał zawiśnięcia. Choć na ostatnich metrach niektórych czekały niespodzianki. Czołówka Gosi odmówiła posłuszeństwa i trawers ofiarnie oświetlił jej Grzegorz. Zrozumieliśmy dosadniej czym jest wzajemna pomoc.

Zdj. 19

Do kolejnej jaskini tego dnia nie udało nam się wejść, bowiem tutaj dochodzimy do ostatniej atrakcji tego dnia, czyli… kradzieży tablic rejestracyjnych. Nie pozostawiamy osób w potrzebie. Z tego powodu zostaliśmy z Karoliną i Konradem na leśnym parkingu czekając na przyjazd Policji.

Po kilku godzinach pojechaliśmy spakować się na bazę i w drogę powrotną do domu. Zmęczeni, ubłoceni, ale szczęśliwi!

Zdj. 20

Bardzo dziękuję za wspólne uczestnictwo w tym kursie zarówno samym organizatorom Izie i Pawłowi, naszym Wspaniałym Instruktorom/Trenerom Krzyśkowi, Podobasowi, Marcinowi i Tomkowi, jak i wszystkim Kursantom:

Karolina
Gosia
Ania
Asia
Ewelina
Michał
Jacek
Artur
Bartek
Edward
Grzesiek
Konrad
Tomek (pierwsze zajęcia)
oraz Ola i Bakuś z PSP

oraz autor Marek.

Szczególnie chciałem podziękować Gosi, której merytoryczna korekta pozwoliła zorganizować powyższy materiał w jedną spójną relację.

Autorzy: Marek oraz gruntowna, merytoryczna korekta: Gosia.